poniedziałek, 25 marca 2013

019. Czuję wiosnę...?


W sumie chyba tylko podejrzewam, że czuję, bo na razie pogoda nie wygląda na taką, która chciałaby się zmienić... Kartki wielkanocne są dla mnie przeważnie problemem (bo jakoś jaja wydają się takie oklepane), więc w ramach odskoczni, próbuję tworzyć coś innego. Ostatnio nie było z resztą nawet czasu, żeby wypakować papiery i zrobić grajdoł na biurku, bo sen z powiek spędzał mi jedwab bizantyński, a właściwie kwestia jak to przedstawić, żeby było zrozumiałe na wykładzie. Jakoś poszło, a w tym tygodniu załapię się nawet na godziny dziekańskie, więc mam nieco więcej czasu, żeby ruszyć kolejne zagadnienie. Ciekawa jestem jaki odsetek ludzi, tak jak ja, przygotowuje wykłady na ostatnią chwilę ;)

To, że wzięłam się w ten weekend za cupcake’i jest po części wynikiem tego, że razem z K. i T. wkręciliśmy się w oglądanie 2 Broke Girls. W sumie jest nas troje i nie mamy aż tylu kobiet w zestawie, ale przecież, żeby oglądać Dextera nie trzeba być od razu seryjnym mordercą ;) W sumie nie jestem fanką wszelkich przybytków rozpusty typu Cupcake Corner albo Starbucks, gdzie serwują hipsterskie babeczki, które przed jedzeniem należy sfotografować i wrzucić czym prędzej na Instagram ;) Natomiast dekorowanie muffinów uważam za absolutnie zbędne w domu pełnym facetów... Tak czy inaczej w sobotę zabrałam się za robienie babeczek. Absolutną bazą-bazą na ciasto był przepis z Kwestii Smaku [klik!], ale trzeba było pozmieniać nieco proporcje (chociaż może to kwestia mojego szalonego piekarnika, w którym wszystko inaczej rośnie ;P). Ostatecznie wyszły czekoladowo-żurawinowe cupcakes z czekoladowym kremem mascarpone i malinami. Dużo czekolady. Niebo w gębie ;) Chyba będę eksperymentować częściej!


Poza tym udało mi się oscrapować w weekend zdjęcie z wakacji :) W sumie jestem z tego całkiem zadowolona, ale z drugiej strony mam wrażenie, że moje layouty są strasznie proste. Muszę się zastanowić jakby tu zrobić, żeby je trochę pokomplikować, ale nie wprowadzać nadmiernego chaosu ;)


Tymczasem nie mogę się już doczekać majówki (tak, wiem, że to dopiero za miesiąc), bo jedziemy ze znajomymi do mojej ukochanej Pragi! A jak kształtują się Wasze plany? :)

środa, 13 marca 2013

018. Kawa, ja i czas.


Może na wstępie wytłumaczenie... Moja tygodniowa nieobecność spowodowana była anginą, która dosłownie przemaglowała mnie w te i z powrotem. Ostatnimi czasy moje chorowanie ograniczało się do siedzenia w domu, nadrabiania z książkami i serialami, a tu proszę... od zeszłej środy nie byłam nawet w stanie wyczołgać się z łóżka. Spędziłam zatem tydzień jakże frustrującej wegetacji, który od wczorajszego wieczora usilnie staram się nadrobić... ;)


Dziś, jak widać, wzięłam się za LO na marcowe wyzwanie na Once Upon a Sketch. Jako, że tematem jest coś związanego z weekendem, a ja nie potrafię wyobrazić sobie sobotniego poranka bez kawy, książki i kaloryfera (ewentualnie grubego koca), powstała ta ot praca ;) Jak zwykle bałagan i mish-mash wszystkiego. Ale podobają mi się te ciepłe kolorki.

Today, as you may see, I made a LO for the March challenge at Once Upon a Sketch. The main theme is something connected with weekend and I can’t possibly imagine Saturday morning without a nice cup of coffee, a great book and a heater (or a warm blanket), so here it is... ;) A bit messy and chaotic, I presume, but I still love these warm colors ;)

LO zrobiony oczywiście w oparciu o mapkę:


wtorek, 5 marca 2013

017. Marcowo-żurnalowo.



Czyli co by było, gdybym tak narysowała wpis. Inspiracją były oczywiście genialne prace Andrei Joseph, o której przypomniała mi ostatnio na swoim blogu Anniko. W moim wykonaniu wyszło nieco bardziej topornie, ale i tak jestem zadowolona z efektu. Uff... Przynajmniej mój journal troszeczkę odetchnie, bo jak dotąd większość prac miała zdecydowanie za dużo warstw ;) Wiem, że niebieski jest wyjątkowo mało wiosenny (a wiosna musi być blisko, skoro nawet taki zmarzluch jak ja człapie już po mieście bez kurtki), ale najpierw narysowałam bez przekonania sam napis pierwszymi lepszymi mazakami i ostatecznie postanowiłam pozostać już w tych klimatach ;) Co o tym sądzicie? :)


Zdjęcie wyszło jak wyszło, bo nasze mieszkanie jest mało słoneczne i naprawdę nie zdajecie sobie sprawy jakie akrobacje muszę czasami odstawiać, żeby sfotografować pracę...;P (Moje nieudolne nadanie trójwymiarowości widać lepiej na czarno-białym zdjęciu :D).


A w ogóle to jestem z siebie niezmiernie dumna, bo wreszcie ruszyłam swoje cztery litery, żeby odebrać zdjęcia, które zamówiłam. <aplauz z taśmy> Co prawda, kolory niejednokrotnie pozostawiają wiele do życzenia, ale przynajmniej będzie co scrapować! Hurra! <podwija rękawy>

piątek, 1 marca 2013

016. Irlandzki tag i postanowienia na marzec.


Dziś zacznę od zaproszenia-taga, które skomponowałam na około-patrykową imprezę, którą, będziemy w połowie miesiąca organizować w mieszkaniu. Na pomysł wpadliśmy razem z T. – jemu marzy się balanga z irlandzkim rockiem i takimi tam, a ja już od dłuższego czasu nosiłam się z pomysłem jakiejś imprezy tematycznej. Żeby można było zrobić dekoracje i żarełko przygotowywać pod kształt i kolor. I muffinki z koniczynkami. I kanapeczki z liśćmi szpinaku wyciętymi w koniczynki. I zielone piwo. I wódka ze skitelsów. I... Och-ach. (Na szczęście mamy w pokoju zielone ściany, to nie będę zmuszać chłopaków, żeby przemalowywali ;D).


Hekhem... No więc nadszedł marzec i czas rozliczyć się z planów i postanowień na luty. Oczywiście bywało lepiej ;) Więcej zdjęć faktycznie robiłam! Może nie jakoś specjalnie dużo, ale przez cały miesiąc uzbierałam pokaźną ilość kilkunastu, z którymi da się już coś zrobić. Przygotować wykłady... Hm... Nie wiem czy liczy się to, że zrobiłam półtorej prezentacji na siedem planowanych, ale i tak jestem zadowolona, bo przy okazji szukania przykładów historyzmów w najnowszej modzie, trafiłam na oszałamiającą kolekcję Dolce&Gabbana *_* [klik!]. Poza tym nie jąkam się już, kiedy gadam do lustra (chociaż to może równie dobrze świadczyć o jakiś zaburzeniach psychicznych ;P). Recenzja na MONOLOCO prawie napisana. W każdym razie z zapartym tchem przeczytałam niesamowitą książkę o Morzu Aralskim i szkic tekstu już jest. Na papierze! Hurra! Jeżeli ktokolwiek lubi podróżowanie to zapraszam na portal – MONOLOCO ma już rok! [klik!]. Ogarnąć scrapbookowy grajdoł – ha! Też się udało! Co prawda K. śmiał się ze mnie jak piłowałam tekturę tępym nożem, ale zrobiłam z niej pojemne segragatorki na papiery i teraz, jeżeli coś robię to nie rozkładam wszystkiego na podłodze wokół biurka! :D Tworzyć, tworzyłam :) Zresztą sami mogliście zobaczyć. Wszystkiego po trochu. Chociaż teraz czeka mnie projektowanie zaproszeń na ślub (nie! nie mój!). Muffiny zostały przez luty udoskonalone – szczególnie w wersji bananowych muffinów z czekoladą. Są boskie, nie za słodkie, ślicznie rosną i w ogóle osom! Przepis uniwersalny i bardzo chętnie się podzielę ;)

Z pisaniem podań o pracę nie było już tak dobrze, ale być może okaże się, że będzie grant na badania, a więc i zatrudnienie się znajdzie ;) Nie ruszyłam też zupełnie bibliografii do doktoratu za co mi wstyd i powinnam siedzieć w kącie z papierową torbą na głowie opatrzoną jakże trafnym słowem: LEŃ. Wycieczka do Wiednia również gdzieś tam się zawieruszyła, bo robiłam plan wakacyjnego wyjazdu do Brugii. No, a sanskryt... Do sanskrytu zasiadłam dopiero przedwczoraj, więc no... ;P

Plany na marzec prezentują się następująco:


Zestaw prosty i raczej wykonalny. No chyba, że się jest leniwcem patentowym. W sumie powinnam jeszcze dopisać, żeby nie zaglądać do krakowskiej Taniej Książki na Grodzkiej, bo bankructwo gwarantowane. I zagracenie pokoju, bo skoro skończyły się już półki to teraz powoli zaczynają się budować stosiki... ;)