niedziela, 21 kwietnia 2013

020. Naukowy stan pozawałowy.


Od czego by tu zacząć... Zasadniczo nie zatrułam się w zeszłym miesiącu cupcake’ami i to wcale nie dlatego na tak długo zniknęłam. Najpierw były święta, a potem zaczął się, niestety, okres konferencji, kiedy człowiek przeważnie nie śpi, tylko pisze nocami artykuły, żeby nad ranem wziąć się za przygotowywanie prezentacji. Story of my life. Trzy tygodnie bez książek (bo naukowe to przecież nie książki), bez filmów (nie liczę tu dwóch odcinków Doctora Who, które obejrzałam na zajęciach z baz danych) i już na pewno bez tworzenia czegokolwiek. Na szczęście wszystko się kończy, więc kiedy wczoraj po południu wróciłam do domu z obolałymi stopami (całe życie w glanach, więc trzy dni w szpilkach dają o sobie znać) od razu zasiadłam do mojej ukochanej, wszechpojętej makulatury (czyt. najpierw zrobiłam sobie porządną kawę).


Ostatecznie powstała nowa „kopertówka”, tym razem inspirowana refrenem R.E.M.owskiej piosenki, który chyba najlepiej oddaje mój stan umysłu z ostatnich kilku tygodni, kiedy chciałam wszystko i wszystkich pogryźć. Tak, wiem, że wyrwane z kontekstu ;) Musiałam jakoś zużyć resztki papierów i tekturkę po kawie z Coffee Heaven, więc efekt jak widać. Strasznie mi się papier pofalował jak paćkałam kopertę kawą i tuszem, ale cóż można oczekiwać po takiej gramaturze. Trochę bajzel znowu wyszedł, ale będę się bezczelnie tłumaczyć tym, że wyszłam z wprawy :)

 

P.S. Przepraszam, że się opuściłam i nie zaglądałam do Was! Poprawię się! :)