środa, 29 stycznia 2014

044. Kawałki Paryża #2.

W poniedziałek trochę stanął mi mózg, kiedy próbowałam poprawić prace zaliczeniowe. Moja kreatywność to nic, w porównaniu z tym, co potrafi wymyślić student, który się nie nauczył, zakładając, że „jakoś to będzie” ;) Kiedy stoi się po drugiej stronie barykady zwanej „sesją”, to naprawdę nie jest tak fajnie, jakby się zdawało. Szczególnie, kiedy kwiat młodzieży, pisząc zaliczenie, czerpie inspiracje głównie z kolan, tudzież z toreb, które „zupełnie przypadkowo” umieścili przed sobą na stołach. Człowiek czuje się jak w podstawówce... ;)

Po przejściu fazy zaprzeczenia (nie, oni nie mogli napisać aż takich głupot), szybko wzięłam się za prace ręczne, żeby zająć mózg czymś innym. Czymkolwiek. Tak właśnie powstały pierwsze cztery strony z paryskiego albumu, którego okładkę pokazywałam Wam ostatnio. Tym razem wzięłam się za Luwr, w którym miałyśmy przyjemność spędzić cały dzień (9 godzin? to naprawdę było 9 godzin?!). Przeglądanie zdjęć (pierwszy raz od listopada) przyniosło wspomnienia wszystkich szalonych rzeczy, jakie udało nam się zobaczyć i innych szalonych rzeczy, które miałyśmy zaszczyt robić (włączając stepowanie rodem z Singin’ in the Rain w sali z Echnatonem, kiedy dotarło do nas, że teraz trzeba będzie wracać jakieś 15 km korytarzami do wyjścia). Pojawił się nawet pomysł, żeby rozbić namiot. Albo przynajmniej hamaki zamontować. Ogólnie Luwr jest monstrualny.

Jako, że jest to mój pierwszy (!) album ze zdjęciami (nie licząc tego z Woodstocku 2012, którego Wam nie pokazałam i chyba nie pokażę, bo nie wiem czy takie rzeczy powinny oglądać światło dzienne w internetach ;D), nie chciałam zrobić go w całości w jednej kolorystyce, a raczej chciałam popróbować różnych konwencji. Dzięki temu całość stanowić będzie kawałek chaosu, ale w miarę uporządkowanego ;)



W konwencji smashowej, jak widać, niespecjalnie się odnajduję.



Na koniec: macie jakieś fajne pomysły na przechowywanie ścinków papierów i wszelkich małych dodatków do prac craftowych? Możecie polecić? Bo chwilowo jestem człowiekiem-chaosem i czuję, że powinnam to zmienić!

Miłego dnia! :)

sobota, 25 stycznia 2014

043. Kawałek Paryża.

Czasami zasiadam do jakiejś prostej pracy „na szybko”, a później okazuje się nagle, że spędziłam nad nią kilka godzin. Wraz z rozłożeniem papierów, tworzy się jakaś czasowa czarna dziura... Też tak czasami macie? :)



W piątek nad ranem, kiedy udało mi się znaleźć chwilę wolnego czasu, wzięłam się wreszcie za przygotowywanie albumu z listopadowego urlopu. Skończyłam jedynie okładkę ;) Większość zdjęć jest niestety szaro-burych, bo jesienna pogoda nie była zachwycająca, ale może uda mi się to jakoś rozjaśnić...


Miłego dnia! 


poniedziałek, 20 stycznia 2014

042. Dzień Babci #2.

Tak się zdarzyło, że w tym roku to właśnie babcie są w centrum uwagi. Przynajmniej na moich kartkach. Widocznie babcie są wybitnie niezniszczalne :) To dobrze. Babcie powinny być niezniszczalne, nie sądzicie?


Dzisiaj kolejna kartka „na szybko”. Sponsorowana, a jakże, brakiem czasu. Ale nie bój nic. Dzisiaj skończyłam wykłady z moimi szalonymi studentami. Teraz tyko zaliczenie i odsiedzieć swoje na egzaminie i jestem wolna! ...przez tydzień. Bo później zaczynamy drugi semestr i nowe wykłady. Ale tym razem, na szczęście(!), o historii ubioru, więc mój temat, a zajęcia mogę przygotowywać z zamkniętymi oczami ;)


Czekam aż dotrą do mnie zdjęcia na drugi tydzień z PL, bo coś się spóźniają... Ach, czas zainwestować w drukarkę. Ha. Wiedziałam, że ten dzień będzie musiał nadejść. Ktoś ma coś do polecenia? :)

Miłej nocy (rany-już-tak-późno)! ;)

niedziela, 19 stycznia 2014

041. Pomarańczowy fiolet - tag.

Minionego tygodnia na pewno nie będę wspominać jako najlepszego tygodnia w moim życiu. Ba! Nie będzie on nawet w pierwszej setce... Myślę, że szary koniec to odpowiednie miejsce. Chociaż i to może za wysoko. Zaczęło się poniedziałkiem (ach, tak, poniedziałki, to dni, które powinno się przesypiać), kiedy zerwałam się z łóżka o jakiejś pogańskiej porze, przypomniawszy sobie, że nie skończyłam przygotowywać prezentacji na wykład. A studenci potrafią być tacy okrutni...;) Na poniedziałku tydzień się jednak nie zakończył (a powinien). Nadeszło widmo deadline’ów, poprawiania obcych artykułów do obcych książek i przygotowywania kolejnego wykładu (bo przecież koniec semestru i trzeba wszystko nadrobić). A no tak. I jeszcze ząb. Jeżeli na świecie powstanie kiedyś lista ludzi, którzy najbardziej boją się dentystów, to, nieskromnie mówiąc, znajdę się w czołówce. Ha. Celowałabym nawet w pierwszą dziesiątkę. Na fotelu dentystycznym prawie zemdlałam (plus jest taki, że można w moim przypadku zaoszczędzić na znieczuleniu ;D), chociaż pani stomatolog robiła co w swojej mocy, żeby sprawiać wrażenie miłej i pomocnej. Nie żebym miała już swoje lata i była dorosłym (i odpowiedzialnym) człowiekiem. Na dentystę reaguję instynktem pierwotnym. Żeby dopełnić radości, całą sobotę przeleżałam w łóżku z temperaturą i bólem wszystkiego. Także trzeci tydzień stycznia 2014 wykreślam z pamięci. Raz i na zawsze ;)

Wbrew wszystkiemu, udało mi się zrobić wczoraj (tak, w łóżku) ekspresowy tag. Inspirowany z jednej strony tym cudem znalezionym na Etsy...

source

Z drugiej zaś strony kolorystyką zaproponowaną starym wyzwaniem na PWC, które bardzo mi się podobało, ale jak zwykle nie wyrobiłam się na czas. Just being me ;)


Miałam na zbyciu akurat kawowe zdjęcie, które wywołałam dawno temu w trawie i nie miałam do końca pomysłu, co z nim zrobić. Ale oto zostały mi jeszcze fioletowo-rude ścinki z kartek, więc zabrałam się do roboty. Nadal trochę nie odnajduję się w tagach ;)


Miłej niedzieli! :)


środa, 15 stycznia 2014

040. Dzień Babci.

Wczoraj udało mi się odkręcić jeden ze słoików z wolnym czasem (trzymam ich kilka na czarną godzinę ;)) i popchnęłam do przodu kilka projektów, które zaplanowałam sobie na ten miesiąc/rok. Przede wszystkim ruszyłam z Project Life (o tym będzie następnym razem), ale nie tylko, bo stworzyłam też kartkę na Dzień Babci. W tym roku jestem zdecydowanie wzorową wnuczką, gdyż zdążyłam już nawet zahaczyć o pocztę i posłać kartkę w świat (a raczej na daleką Północ).



Miłego wieczoru! :)


niedziela, 5 stycznia 2014

039. Postanowienia noworoczne.

Jest spokojne, krakowskie popołudnie. Odsłaniam żaluzje, żeby do pokoju wpadło nieco więcej światła. Miesiąc temu zmieniłam mieszkanie. Teraz jest wyjątkowo jasno, spokojnie i...pojedynczo. Książki jeszcze mieszczą mi się na półkach. Nie dorobiłam się tylko biurka pod komputer, ale przynajmniej mam kawałek blatu na robienie papierowego bałaganu. Trochę się pozmieniało, ale dalej spędzam sobotnie popołudnia z książką i parującym kubkiem kawy. Tym razem już nie rozpuszczalnej. Jest ciepło. Nie tylko dlatego, że na zewnątrz pogoda jest co najmniej wiosenna, ale wreszcie nikt nie skręca mi kaloryferów. Jest inaczej.

W Paryżu nie spędziłam ostatniego miesiąca, chociaż, bez wątpienia, byłoby to cudowne rozwiązanie dla prawie wszystkich problemów. Oprócz jednego – braku czasu. Teraz, ten listopadowy wyjazd wydaje mi się snem, albo opowieścią, którą zasłyszałam gdzieś w podróży. Tylko zdjęcia uświadamiają mi, że spędziłyśmy tam z moją przyjaciółką ponad tydzień. Głównie kawa i muzea. I schody. Tak oto pamiętam Paryż. Dwa dni po powrocie pojechałam na konferencję do Wrocławia, później znowu Kraków i ostatecznie konferencja w Poznaniu. Powrót. Nocne pakowanie całego dobytku, poranna przeprowadzka i oto jestem. W międzyczasie udało mi się dożyć 25. jesieni. Tych, którzy pamiętali mogłabym policzyć na palcach. Cóż. Przynajmniej są z krwi i kości.

Nawet nie zauważyłam, kiedy zleciał grudzień. Miałam tyle spraw na głowie, że zapomniałam nawet czytać książki i oglądać filmy. Sylwester prawdopodobnie spędziłabym w bibliotece i nad poprawianiem artykułów, gdyby nie moja przyjaciółka i Wielki Gatsby. I tak oto wkroczyłam w rok 2014. Z terminarzem w jednej i kieliszkiem szampana w drugiej ręce.

Jednak ostatnio rzucił mi się w oczy cudowny cytat: „jeżeli nie masz czasu na robienie tego, co sprawia ci przyjemność, równie dobrze mógłbyś być martwy”. I coś w tym jest. Dlatego tak jak co roku stworzyłam sobie listę postanowień noworocznych. I tak jak co roku mam zamiar się jej trzymać. I może tym razem się uda :) To wreszcie drugi rok po zapowiadanym końcu świata. Wypadałoby się odrodzić i zakochać. Znaleźć czas na pracę, podróże i czytanie książek. Na robienie kartek i notesów. Na doktorat i na życie.


W okresie świątecznym udało mi się zrobić kilka kartek i exploding boxów, które porozsyłałam po rodzinie i znajomych. Tutaj pokazuję Wam pudełko dla Mojego Ulubionego Człowieka pod Słońcem.


Siedmiocentymetrowe maleństwo, któremu uroku dodają bombeczki zakupione w Nanu Nana.



Ostatecznie wypadałoby złożyć wszystkim życzenia świąteczno-noworoczne. Głównie noworoczne. Bo to będzie wspaniały rok. Musi być :)