Jest spokojne, krakowskie
popołudnie. Odsłaniam żaluzje, żeby do pokoju wpadło nieco więcej światła.
Miesiąc temu zmieniłam mieszkanie. Teraz jest wyjątkowo jasno, spokojnie i...pojedynczo.
Książki jeszcze mieszczą mi się na półkach. Nie dorobiłam się tylko biurka pod
komputer, ale przynajmniej mam kawałek blatu na robienie papierowego bałaganu.
Trochę się pozmieniało, ale dalej spędzam sobotnie popołudnia z książką i
parującym kubkiem kawy. Tym razem już nie rozpuszczalnej. Jest ciepło. Nie
tylko dlatego, że na zewnątrz pogoda jest co najmniej wiosenna, ale wreszcie
nikt nie skręca mi kaloryferów. Jest inaczej.
W Paryżu nie spędziłam
ostatniego miesiąca, chociaż, bez wątpienia, byłoby to cudowne rozwiązanie dla
prawie wszystkich problemów. Oprócz jednego – braku czasu. Teraz, ten
listopadowy wyjazd wydaje mi się snem, albo opowieścią, którą zasłyszałam
gdzieś w podróży. Tylko zdjęcia uświadamiają mi, że spędziłyśmy tam z moją
przyjaciółką ponad tydzień. Głównie kawa i muzea. I schody. Tak oto pamiętam
Paryż. Dwa dni po powrocie pojechałam na konferencję do Wrocławia, później
znowu Kraków i ostatecznie konferencja w Poznaniu. Powrót. Nocne pakowanie
całego dobytku, poranna przeprowadzka i oto jestem. W międzyczasie udało mi się
dożyć 25. jesieni. Tych, którzy pamiętali mogłabym policzyć na palcach. Cóż.
Przynajmniej są z krwi i kości.
Nawet nie zauważyłam, kiedy
zleciał grudzień. Miałam tyle spraw na głowie, że zapomniałam nawet czytać
książki i oglądać filmy. Sylwester prawdopodobnie spędziłabym w bibliotece i
nad poprawianiem artykułów, gdyby nie moja przyjaciółka i Wielki Gatsby. I tak oto wkroczyłam w rok 2014. Z terminarzem w
jednej i kieliszkiem szampana w drugiej ręce.
Jednak ostatnio rzucił mi
się w oczy cudowny cytat: „jeżeli nie masz czasu na robienie tego, co sprawia
ci przyjemność, równie dobrze mógłbyś być martwy”. I coś w tym jest. Dlatego
tak jak co roku stworzyłam sobie listę postanowień noworocznych. I tak jak co
roku mam zamiar się jej trzymać. I może tym razem się uda :) To wreszcie drugi
rok po zapowiadanym końcu świata. Wypadałoby się odrodzić i zakochać. Znaleźć
czas na pracę, podróże i czytanie książek. Na robienie kartek i notesów. Na
doktorat i na życie.
W okresie świątecznym udało
mi się zrobić kilka kartek i exploding boxów, które porozsyłałam po rodzinie i
znajomych. Tutaj pokazuję Wam pudełko dla Mojego Ulubionego Człowieka pod Słońcem.
Siedmiocentymetrowe
maleństwo, któremu uroku dodają bombeczki zakupione w Nanu Nana.
Jeju, mam ten sam problem czasowy ;) Ale równie mocno trzymam się też zapewniania wciąż, że w tym roku musi być cudownie, więc może się nam spełni. Cudne prezenty w tym boxie - choć święta... to było już tak dawno.
OdpowiedzUsuń