W sumie chyba tylko podejrzewam,
że czuję, bo na razie pogoda nie wygląda na taką, która chciałaby się
zmienić... Kartki wielkanocne są dla mnie przeważnie problemem (bo jakoś jaja
wydają się takie oklepane), więc w ramach odskoczni, próbuję tworzyć coś
innego. Ostatnio nie było z resztą nawet czasu, żeby wypakować papiery i zrobić
grajdoł na biurku, bo sen z powiek spędzał mi jedwab bizantyński, a właściwie
kwestia jak to przedstawić, żeby było
zrozumiałe na wykładzie. Jakoś poszło, a w tym tygodniu załapię się nawet
na godziny dziekańskie, więc mam nieco więcej czasu, żeby ruszyć kolejne
zagadnienie. Ciekawa jestem jaki odsetek ludzi, tak jak ja, przygotowuje
wykłady na ostatnią chwilę ;)
To, że wzięłam się w ten
weekend za cupcake’i jest po części wynikiem tego, że razem z K. i T.
wkręciliśmy się w oglądanie 2 Broke Girls.
W sumie jest nas troje i nie mamy aż tylu kobiet w zestawie, ale przecież, żeby
oglądać Dextera nie trzeba być od
razu seryjnym mordercą ;) W sumie nie jestem fanką wszelkich przybytków
rozpusty typu Cupcake Corner albo Starbucks, gdzie serwują hipsterskie
babeczki, które przed jedzeniem należy sfotografować i wrzucić czym prędzej na
Instagram ;) Natomiast dekorowanie muffinów uważam za absolutnie zbędne w domu
pełnym facetów... Tak czy inaczej w sobotę zabrałam się za robienie babeczek.
Absolutną bazą-bazą na ciasto był przepis z Kwestii Smaku [klik!], ale trzeba było
pozmieniać nieco proporcje (chociaż może to kwestia mojego szalonego
piekarnika, w którym wszystko inaczej rośnie ;P). Ostatecznie wyszły
czekoladowo-żurawinowe cupcakes z czekoladowym kremem mascarpone i malinami. Dużo
czekolady. Niebo w gębie ;) Chyba będę eksperymentować częściej!
Poza tym udało mi się
oscrapować w weekend zdjęcie z wakacji :) W sumie jestem z tego całkiem
zadowolona, ale z drugiej strony mam wrażenie, że moje layouty są strasznie
proste. Muszę się zastanowić jakby tu zrobić, żeby je trochę pokomplikować, ale
nie wprowadzać nadmiernego chaosu ;)
Tymczasem nie mogę się już
doczekać majówki (tak, wiem, że to dopiero za miesiąc), bo jedziemy ze znajomymi
do mojej ukochanej Pragi! A jak kształtują się Wasze plany? :)
Babeczki wyglądają świetnie. Nie wiem jak to możliwe, ale nigdy nie jadłam babeczki, która powaliłaby mnie na kolana i generalnie mało się w nich lubuję. Choć ta malinka kusi :D
OdpowiedzUsuńJeju, nie myślałam jeszcze o majówce! Może coś się uda wykombinować - tak mało jest dni w roku, gdy poza mną inni też mają wolne :)
jejkuuu ale bym to zeżarła! co do wykładów - mój m. też sobie zawsze wieczorem przypomni, że nie jest przygotowany na jutro :D więc to chyba dość powszechne. a jeśli chodzi o lejałty, to maja rada brzmi: więcej chlapania, bo świetnie ci to wychodzi :)
OdpowiedzUsuńco to za opieprzanie się blogowe, hm?
OdpowiedzUsuńJuż jestem. Niewyspana, z rozwianym włosem, ale jestem! :D
Usuń