...czyli exploding box. A
przynajmniej wydaje mi się, że to exploding box, bo ja jeszcze tak dobrze po
scrapowemu nie grypsuję... Moje drugie w życiu podejście do tematu. Pierwsze
było dawno, krzywo i do dzisiaj się go wstydzę, a stoi u teściów w pokoju, więc
wyrzucić z pamięci się tego nie da ;) Właściwie drugi raz nie podjęłabym się
tego, gdyby nie... No właśnie. Ostatnio pisałam, że dostałam nagłe „zlecenie”
na kartki komunijne, więc czym-prędzej obeszłam wszystkie sklepy w Krakowie,
ale okazało się (a jakże!), że zasadniczo to już musztarda po kisielu i
komunijnych dodatków nie ma. Ha! Haha. A miałam zrobić kartkę dla chłopca, więc
wstążeczki, kwiatuszki, róż i brokat absolutnie odpada. A na czwartkową,
otwartą pracownię w ArtPasjach się nie wybrałam, bo w juwenaliowy czwartek, na mój
wieczorny wykład przyszedł prawie komplet studentów (30 osób! w juwenalia!!!).
W ciągu ostatnich dni, jak widać, byłam trochę personifikacją pecha... ;)
Uff! Ale wreszcie złapałam
gdzieś smętne resztki komunijnych tekturek i oto, co udało mi się z tego
skomponować ;) Praca, wstyd przyznać, niezwykle mainstreamowa i potwornie „czysta”
jak na mnie ;) Na obronę mam jedynie to, że robiłam to na zamówienie i bałam
się przesadzić z ciapaniem farbami czy kawą, tym bardziej, że papier, który
wykorzystałam to zwykły papier wizytówkowy i potwornie się odkształca przy
zetknięciu z wodą...
Pozdrowienia! :)
P.S. A na koniec przedstawiam Wam naszego najupierdliwszego lokatora, który zamiast podawać mi klej, usilnie próbował zeżreć mi papier na kartki ;)
jak na zamówienie, to musi być mainstreamowa. dobrze, że umiesz takie robić, bo ja na przykład nie umiem i nikt nic nie chce ode mnie kupić :/
OdpowiedzUsuńpozdro znad mgrki ;p
*dopinguje magisterkę machając różowymi pomponami* :D
UsuńFajny pomocnik ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)