poniedziałek, 4 lutego 2013

009. To-do list na luty.


Podpatrzyłam na innych blogach i doszłam do jedynego słusznego wniosku, że skoro cały styczeń regularnie wrzucałam prace, to stworzenie listy celów na luty ma sens! (To znaczy może się udać...nawet jeśli w 25%).

I’ve seen this at several blogs and since I did accomplished my goals for January (posting my works quite regularly), I decided to make a to-do list for February. (Even if at the end of month, I’ll fulfill only 25% of them...).


# więcej zdjęć – to w sumie smutne, ale jak lata temu chodziłam ze starym, ojcowskim Zenitem, to robiłam zdecydowanie więcej zdjęć niż teraz, kiedy mam cyfrówkę i telefon. Zatem plan na luty jest taki, żeby częściej wyczołgiwać się z mieszkania i uwieczniać więcej rzeczy (nawet codziennych).
#podania o pracę – czyli, coś co miałam zrobić już w styczniu, a tak naprawdę to w przerwie świątecznej... Napisać listy do wszelkich instytucji muzealno-bibliotekarsko-szkolnych i uświadomić im jak wiele tracą.
# przygotować wykłady – przynajmniej w 70%... Coś, co absolutnie napawa mnie przerażeniem i co przesuwam z tygodnia na tydzień. Otóż w nadchodzącym semestrze będę mieć wykłady z historii ubioru na naszej jaśniepańskiej uczelni. Hej-ho zapadnę się pod ziemię... o_o
# recenzja na MONOLOCO – czyli coś, co naprawdę lubię, ale zawsze się z tym opieprzam. Muszę-trzymać-się-terminów-muszę-trzymać-się-terminów... Bo mnie zjedzą. Zatem na luty Może (Morze) Wróci albo Dziewięć Żywotów!!!
# ogarnąć scrapbookowy grajdoł – najwyższy czas, żeby wszystko posegregować i poukładać. No i wypadałoby wreszcie zrobić segregatorki na papiery...
# tworzyć! – wszystko! od podkładek pod kubki, przez kartki na scrapach kończąc. A może wziąć się nawet za kończenie portfolia tatuażowego?
#piec więcej muffinów – dla dobra ogółu mieszkania ;)
# bibliografia – oj tak... trzeba się wreszcie porządnie wziąć za doktorat...
# wycieczka do Wiednia – zaplanować! Na weekend majowy! A przede wszystkim ogarnąć jakieś tanie bilety... W sumie ten wyjazd chodzi już za nami od września, ale nigdy nie było okazji...
# regularnie uczyć się Sanskrytu – innymi słowy, być na bieżąco z tym, co tak bardzo-bardzo-bardzo chciałam robić jeszcze w październiku... O ile odpuściłam sobie hindi, to sanskryt muszę ogarnąć, choćby nie wiem co!

A na koniec kartka urodzinowa, którą zrobiłam na prośbę znajomego dla jego koleżanki. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego większość prac, zdecydowanie lepiej prezentuje się na żywo... Zdjęcia, niestety, jak widać, bo robione późnym wieczorem, więc choćbym nie wiem jak się starała, to kolory będą przekłamane ;)

And finally – birthday card that I did for my friend. I can’t quite understand why most of my cards look better live than in pictures... Unfortunately, these photos were taken late in the evening, so colors look a bit artificial ;)


Tymczasem wracam do nauki, bo został mi jeszcze środowy egzamin. Z historii. Indii. Bogowie, polegnę...

Meanwhile I’m going back to reading books, cause I have one more exam to pass on Wednesday. History. Of India. Gods, I’ll fall...

2 komentarze:

  1. bardzo bardzo podobaja mi się Twoje cele na ten miesiąc. nie takie nudne jak moje :P Sanskrytu uczysz się dla przyjemności czy to jakaś zawodowa sprawa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nudna to jestem ja ;) i leniwa ;) dlatego takie cele ;P
      A co sanskrytu...w sumie w październiku to było jeszcze dla przyjemności... Bo wtedy jeszcze w moim mniemaniu Indie były takie suuuper (już są trochę mniej). Potwornie trudno mi się teraz zmobilizować. Zawodowo to raczej duuużo obrazków (historyk sztuki) i języki europejskie ;)

      Usuń